wtorek, 18 sierpnia 2015

Prawo FUCK YES. ps. faceci to świnie

Dziś bez zdjęć, sama lektura, enjoy. :)


"Słyszeliście o prawie Fuck Yes or No? Jeśli chcesz się zaangażować w związek z kimś nowym musisz być przekonana/ny aby wrzasnąć mentalnie: tak kurwa, chcę tego!!I wiesz co? Druga strona też musi być mentalnie gotowa na to aby krzyczeć coś takiego samego o tobie.
Owszem możesz jednorazowo pieprzyć się z kimś kto ci się podoba. Ale związek z kimś komu musisz cały czas nadskakiwać?
Owszem możesz godzinami analizować jej/jego zachowanie, zastanawiać się co powiedziałaś dobrze a co źle, czy byłaś wystarczająco dobrze umalowana, elokwentna dowcipna, rozkładałaś dobrze nogi, jęczałaś do taktu i czy oczywiście jemu było dobrze i miał orgazm.

Ale to jebanie kota.

Sprawa jest prosta: jeśli nie widzisz na swój widok reakcji: FUCK YES to po co ci to? Chcesz być jak bokser, który wychodzi na ring i cały czas dostaje po ryju? Jak ta brzydsza z dwóch przyjaciółek, gdzie wszyscy interesują się tylko tą drugą ładniejszą?

Jeżeli ktoś nie oddzwania na Twoje telefony, jeśli musisz czekać godzinami na jego/jej sms-y to zwyczajnie ma cię w dupie.

Jeśli taktuje cię na zasadzie – jestem z Tobą bo nikogo lepszego nie było na razie w okolicy to tylko brniesz w samo upokorzenie. Wystawiasz policzek i mówisz: wal w niego.

Nawet jeśli się z Tobą zwiąże za rok, za dwa, za trzy będzie cię zdradzał. Albo będzie cię zdradzała.

Szanuj siebie.

Nie przyjmuj litości. Litość kończy się źle. Albo niech mówi FUCK YES na twój widok albo niech spada.

Jeszcze raz – szanuj siebie. To będą szanować cię też inni."

— Piotr C. "Pokolenie Ikea"




Pozwoliłam sobie przytoczyć fragment, który zapadł mi w głowie na baaaardzo długi czas. Postanowiłam, że rozwinę tę myśl, bo kto mi zabroni? Faceci są teraz uprzejmie proszeni o opuszczenie tego bloga, gdyż dalsza część poświęcona jest na "obrażanie" płci brzydszej. Panowie, którzy nie mają dystansu mogą zacząć się pienić, a stąd tylko o krok do tragedii.

Był okres w moim życiu, że sama płaszczyłam się przed facetami. A na co to był przepis? Na katastrofę. Czułam się źle sama ze sobą, byłam świadoma, że się poniżam, wystawiam na pośmiewisko. A to wszystko dlatego, że nie mogłam prawdziwie uwierzyć w swoją atrakcyjność i wartościowość. Będąc sama, miałam wrażenie, że jestem niekompletna, że kogoś potrzebuję, że samotność zabija mnie jeszcze bardziej, niż nieudane związki i miłosne porażki. Robiłam przeróżne rzeczy, żeby podtrzymać zainteresowanie swoją osobą. A czym się to kończyło? Skutek był całkiem odwrotny. Gdy sobie to uświadomiłam, widziałam siebie jako natrętną muchę. Nikt nie lubi, jak się koło niego ciągle lata, prawda? Na początku wszystko fajnie, ale potem jest się zmęczonym. I "mucha" i "ofiara" odczuwają zmęczenie całą sytuacją. Na samo wspomnienie o tym jest mi wstyd. Czasem też trochę przykro, bo nie doceniałam siebie i nie szanowałam. Jakiś facet mnie obraził, zwyzywał, a ja zamiast dać sobie spokój, latałam za nim jeszcze bardziej. Istna KOMEDIA i CYRK. Sprawy zaczęły się układać, kiedy odpuściłam. Zlałam kompletnie część facetów, zaczęłam całą swoją energię przeznaczać na zajmowanie się sobą, dbanie o moje wnętrze, o rozwój osobisty itp. Ale oczywiście jak zaczęło się układać, coś musiało się zwalić. Tamte rzeczy wróciły, a ja zaczęłam się zastanawiać, dlaczego. Odpowiedź była prosta: nieodpowiedni facet. Straciłam czujność. Kolejny problem, którego musiałam się "pozbyć". Czasem boimy się zmian. Ale warto zrozumieć, że zmiany są konieczne i odbierać je, jako coś potrzebnego i dobrego. A w tych całych zawirowaniach nie należy zapominać o sobie i swoich potrzebach i mieć oczy szeroko otwarte, bo ch*jowych facetów jest znacznie więcej, niż tych wartościowych.

Jestem po lekturze książki "Dlaczego mężczyźni kochają zołzy" i muszę przyznać, że autorka traktuje temat bardzo "łopatologicznie", zawiera zbiór tak oczywistych rzeczy, że aż oczy bolą, jednak wiedza teoretyczna a praktyka, jak wiemy, rzadko idzie ze sobą w parze. Chcąc nie chcąc, dała mi kopa do tego, aby przestać poświęcać całe swoje życie na ch*jowych facetów, wziąć się w garść i uwierzyć, ze jestem zaj*bistą laską i zasługuje na więcej, niż dostawałam. Jeśli któraś dziewczyna również uważa, że w kontaktach z facetami się poniża, lub też jeszcze o tym nie wie, ale czuje, że jej się w tej sferze nie układa, polecam jak najbardziej. Poza tym, zawsze poprawia humor, kiedy jakiś debil go zepsuje :) Swój egzemplarz kupiłam w Rossmannie, ale myślę, że nie będzie problemu, by ją znaleźć w Empiku lub internetowych księgarniach. Spod pióra (lub też klawiatury) Sherry Argov wyszła jeszcze książka: "Dlaczego mężczyźni poślubiają zołzy", jestem na dobrej drodze, by po nią sięgnąć :)

A co do nieodpowiednich facetów..... 
Coraz częściej utrzymuję się w przekonaniu, że rzadko myślą. Tak na poważnie. Wbrew pozorom czasem im się to zdarza. A jak się zdarza, to...Wóz albo przewóz. Czerń i biel. Podczas gdy my, kobietki, analizujemy KAŻDE wypowiedziane słowo, nadajemy im milion znaczeń, a potem zastanawiamy się o ch*j tak właściwie chodziło, oni dane słowo rozumieją tak, jak im pierwsza myśl podpowie. I to wszystko. Nie szukają innych znaczeń. Nie starają się odkryć odwiecznej tajemnicy, o czym myślimy, jak rozumujemy. Oni to po prostu zostawiają, bo tak jest prościej. Zawsze szukają prostych rozwiązań. A gdy ich nie widzą, czekają, aż sprawa rozwiąże się sama. I tak jest w każdej dziedzinie ich życia.
Mówiłam oczywiście o przeciętnym facecie z krwi i kości, który filozofią się nie interesuje i jej nie praktykuje. Bo tacy filozofie też istnieją (pozdrawiam m.in. Ariela, jeśli to czyta :D), tylko w małym odsetku. Miałam na myśli facetów, z którymi trzeba się użerać na co dzień, z którymi obcowanie to istne piekło. Masz ochotę udusić, ale tego nie zrobisz, bo w sumie, nie chcesz zostać skazana tylko i wyłącznie na wibrującego przyjaciela. (:D)
A czego życie z facetami to istne piekło? Bo oni "zmuszają" kobiety do analizowania, wymyślania niestworzonych rzeczy i zadręczania się myślami. Ostatnio obejrzałam sobie film "KOBIETY PRAGNĄ BARDZIEJ". Śmiałam się, jak bardzo bohaterki są ślepe, jak bardzo nie potrafią dostrzec prawdziwych intencji facetów. Każdy gest odczytują odwrotnie, głównie przez swoją naturę. Za dużo analizują, za dużo wniosków im się nasuwa. Wybierają zawsze ten "najłagodniejszy", najmilszy, najłatwiejszy do zaakceptowania. Niby tylko film, a ile ma potwierdzeń w prawdziwym życiu. Przykład: forum vinted. Naczytałam się tam tylu wątków o facetach, że naprawdę, można bełtać. A co w tych wątkach? Zdrady. Oszustwa. Olewki. I powiedzcie, jak tu kochać te przebrzydłe mordki, jak mają na koncie tyle zbrodni? Ale jednak dziewczyna kocha. Ciągle o nim myśli. Zadręcza się, czemu tak a nie inaczej. A facet? Ma totalnie wywalone. I zanim wyszło na jaw, że taki facet jest ch*jem, po drodze autorka wątku zastanawiała się, co znaczą poszczególne sygnały, które odebrała w jego zachowaniu. Osobie patrzącej na to z boku łatwo było dojść do takich wniosków już na wstępie, ale dziewczyna emocjonalnie związana z takim misiaczkiem nie mogła tego zauważyć i zrozumieć. Oto pierwsza historia:

Niedzielny poranek, para leży w łóżku. Nagle chłopak wychodzi z pokoju, bo chciał się wyszykować, czy coś w ten deseń. Dziewczyna bierze do ręki telefon, włącza grę, ale nagle przerywa jej dźwięk sms'a. Patrzy, a tam wiadomość z niezapisanego numeru następującej treści: "Hej kochanie, poszła już? Tęsknię". Co byście pomyśleli? ZDRADZA JĄ. Pewnie. A ona? Zastanawiała się, czy to przypadkiem nie POMYŁKA. Kiedyś zdarzyła się sytuacja, ze złapała swojego misia na gorącym uczynku - jak obściskiwał się namiętnie z jej koleżanką. Ale wybaczyła, bo kochała. A teraz.... on jej nie może zdradzić, nieeee! Z emocji usunęła szybko sms i sprawdziła skrzynkę. Żadnych innych przychodzących oraz wychodzących wiadomości. Dziwne, prawda? TO MUSI BYĆ POMYŁKA. Postanowiła, że zadzwoni na ten numer ze swojego telefonu. Cisza, nikt nie odbiera. Jedynie sms: "kim jesteś?". Pod wpływem komentarzy innych vintedzianek, postanowiła, że sprawdzi mu fejsa. Żadnych wiadomości. Przypadek? Ale nagle jej przyszło do głowy, że może facet usuwa na bieżąco wiadomości, jakiś sukces. Sprawdziła także dziennik aktywności oraz wyszukiwarkę i znalazła zaskakujące odkrycie: koleś odwiedza dzień w dzień jakieś dupeczki, dokładnie 3, ciągle te same. I żadne inne. Zastanawiające, prawda? Ale jak on może mnie zdradzać, przecież ostatnio był taki kochany, czuły, troskliwy....
Kobiety mimo, iż podświadomie doskonale wiedzą co się święci, zawsze tłumaczą sobie wszystko tak, żeby ominąć jak najbardziej prawdopodobną i oczywistą wersję. Boją się prawdy, boją się zdrady. Dla mnie już sam sms jest dowodem, że facet nie jest uczciwy i zamiast tracić czas, od razu bym zahaczyła temat. I to jeszcze tego samego dnia, jak wróci z łazienki. Kazałabym mu zadzwonić na ten numer, NA GŁOŚNIKU. Jeśli rzeczywiście nie ma nic do ukrycia, zgodziłby się. Ale ona usunęła wiadomość, zachowała się jak gdyby nigdy nic, wyszła z nim do kościoła, a potem się zmyła. A wieczorem prosiła o radę na vintedach. Witki opadają. Niestety jeszcze nie wiem, jak skończyła się ta historia, sprawa w toku.

Historia nr 2, również vinted: para jest ze sobą dwa lata, cud miód i orzeszki. Facet musiał jednak wyjechać za granicę, a tuż przed wyjazdem był oschły, unikał zbliżeń, całusów. Jednak gdy już wywiózł swoje 4 litery, sprawy wróciły do normy, codziennie rozmawiali, wysyłali sobie wirtualne serduszka. Przyszedł czas, kiedy musiał wrócić do Polski. Oczywiście zaraz po powrocie umówił się ze swoją miłością. Kiedy przyszło co do czego, dziewczyna dostała telefon/wiadomość, że on jedzie z kolegami nad jezioro, a z nią zobaczy się wieczorem. Pomyślała: "no dobra, w sumie i tak mam okres, a wieczorem spędzimy super czas razem". Postanowiła, że zrobi facetowi niespodziankę, zabrała się za gotowanie. Upichciła specjalnie dla niego kurczaka (bo misiaczek tak go uwielbia), kupiła wino, odstrzeliła się jak milion dolców i czekała. W międzyczasie dostała sms, że się trochę spóźni, bo musi coś ważnego załatwić. Czyżby kupował kwiaty? Niestety, dziewczyna nie doczekała się swojego faceta. Weszła z ciekawości na fejsa i zobaczyła, że jej luby jest oznaczony w poście informującym o grubym melanżu. Razem z nim oznaczeni byli jego kumple i jakieś dziewczęta (prawdopodobnie lekkich obyczajów). Pomyślała "no świetnie!". A misiaczek nie odbierał telefonów, nie odpisywał na sms'y. Dziewczyna się wściekła, zaczęła sobie wyobrażać, co on tam z tymi dziewczynami robi. Ale mimo to nadal miała nadzieję, że pojawi się w tym głupim oknie jak zawsze. Cóż, pewnie odezwie się rano.
Ale niestety, zero odzewu. Za to na fejsie zobaczyła, że luby został znajomymi z tymi dziewczynami. A do niej nie napisał, cham! Przez cały dzień nie dostała żadnej wiadomości, po drodze popłakała sobie, ale koleżanki wyciągnęły ją na babski wieczór. Telefon zostawiła w samochodzie. Wraca, a tam kilka nieodebranych połączeń i wiadomość od misiaczka, żeby szybko się do niego odezwała, bo muszą pogadać. Oho, coś się święci! Była wściekła, ale po cichu liczyła na przeprosiny. Jednak nic takiego nie było. Chłopak oznajmił, ze ją na imprezie zdradził, chociaż nie do końca, bo to był "tylko pocałunek". Zrobił to pod wpływem kolegów. Powiedział to ot tak, bezbarwnie, bez emocji, jakby to była najprostsza rzecz na świecie. Dziewczyna uznała, że to koniec związku. Domyślała się, ale ta NADZIEJA.... Później jeszcze chłopak męczył ją telefonami, wiadomościami i pisał, jak bardzo żałuje. Nie dała się (brawo, chociaż jedna mądra), ale mimo to, czuła się z tym podle, bo go nadal kocha i jej smutno, że już nie będzie szedł tą głupią alejką do niej, że nie będzie mówił czułych słówek itp.. Ma pecha, bo to druga zdrada, z jaką przyszło się jej w życiu zmierzyć. A komentarze vintedzianek: "wybacz mu, jeśli kochasz", "ja bym mu wybaczyła, widać, ze mu zależy, potrzymaj go jeszcze trochę w niepewności, a potem przebacz". ŻE CO PROSZĘ? Witki opadły po raz kolejny. Ale to jeszcze nie koniec historii. Chłopak postanowił, że nie da za wygraną i uznał, że nawiedzanie dziewczyny po pracy to doskonały pomysł, by mu wybaczyła. Był bardziej, niż natrętny. Jakoś udało mu się ją złapać. Przymilał się, mówił, że ją bardzo kocha, ze szkoda tego czasu spędzonego razem, tak się przecież kochali (chyba tylko ona jego, ale to szczegół). Gdy go odepchnęła, puściły mu nerwy i zwyzywał ją od kretynek, bo nie wie, co traci. NIE MA TO, JAK PONIŻENIE PODCZAS PRZEPROSIN. Dziewczyna postanowiła wyjechać na weekend, by choć na chwile zapomnieć o całej sytuacji. Gdy wróciła, znowu się zaczęło. Znów przylazł i przepraszał, tym razem wziął ze sobą kilka badyli (które nazywa się różami) i potraktował je jako niezbędny element całego przedstawienia. Gdy nawet róże mu nie pomogły, powiedział, że zdrada to po części JEJ wina, bo to ONA wprowadziła rutynę do związku, więc powinna się cieszyć, że ją przeprasza i się przed nią płaszczy. WTF? Najpierw zwalał na kolegów, a potem na ZDRADZONĄ. A on, wielki książę nie poczuwa się do winy. Witki opadły po raz trzeci. Tym bardziej, ze dziewczyna napisała, że organizowała różnego typu rozrywki: basen, rowery, pikniki, kino, restauracje, wyjazdy... Ale o tyle mądra, że ani razu się nie ugięła. Ciekawa jestem tylko, co pomyślały sobie dziewczyny, które wspomniały o wybaczeniu...

Czasem żałuję, że przeczytałam tyle wątków na tym vintedzie, bo tam co drugi dotyczy zdrady. I jak tu potem uwierzyć, że na świecie są jeszcze porządni faceci. Dlatego apeluję do was kobietki, żebyście się szanowały i selektywnie dobierały sobie facetów. Nie bierzcie się za byle kogo :D A jeśli jednak okaże się, że źle trafiłyście, zostawcie to i nie ruszajcie, bo gunwa się nie tyka. Zmiany są potrzebne!

Brak komentarzy :

Prześlij komentarz

Search This Blog

Szablon dla Bloggera stworzony przez Blokotka